Coraz bliżej

Letnia noc, bezchmurne niebo posłane gwiazdami. Mieszkańcy wielkich miast nie znają takich widoków. W oddali słychać lekki szum drzew, poza tym nic – kompletna cisza. Na tym pustkowiu od dawna już innego człowieka nie było. Dawno już temu oderwałem się od miasta i ludzi. Siedzę na bujanym fotelu znajdującym się tuż przed wejściem na werandę mojej drewnianej chałupy. Lekko świecąca, starodawna, naftowa lampa zawieszona na ścianie, popychana przez lekki wiatr przyciąga bzyczących towarzyszy letnich nocy.

W powietrzu unosi się zapach mojego ulubionego cygara. Stare deski w podłodze coś tam nucą, chcą pewnie bym zasnął. Nie tym razem, patrzę bez przerwy na niebo. Im dłużej, im dalej sięgam oczami i ja i wszystko co mnie teraz tutaj otacza staję się coraz mniejsze i mniejsze. Jak bym oddalał się z miejsca w którym teraz się znajduję, powoli zatracając resztę z oczu. Moje myśli zaś niewyobrażalnie intensywne z minuty na minutę kreują jakąś wiedzę o której wcześniej nie miałem pojęcia. Czy ja odbieram jakiś przekaz? Zadałem sobie takie pytanie. Nie, to nie możliwe – tak działa na mnie ten kawałek nocnego nieba który każdej nocy jest mi dany widzieć. To zapewne mała część tego czego nigdy nie zobaczę.

Moje oczy próbują się skupić na jakimś punkcie, jest ich tak wiele. Nie mogę, chcą szukać dalej – coraz głębiej. To doprowadza mnie do dziwnego stanu, nie mam nad tym kontroli, mogę to tylko zakończyć spoglądając się bzyczące wokół lampy ćmy i komary. Tym razem jednak stało się zupełnie inaczej.
Zagłębiając się coraz to dalej i dalej, przestałem słyszeć już co dzieje się wokół mnie. Miałem wrażenie jak by mój ulubiony, bujany fotel na którym zasiadam każdego wieczora nagle się zatrzymał. Zaczął się lekko unosić w przestrzeni, poczułem się lekki jak piórko. Nie mogłem, a może nie chciałem się odwrócić by zobaczyć co tak na prawdę się dzieje. Nocne niebo zaczęło się do mnie zbliżać… albo to ja do niego. Czy to jest mój sen? Nie, to nie możliwe bo to wszystko jest zbyt realne, nadal tutaj jestem.

Ponownie poczułem mój bujany fotel, bujał się lekko. W końcu zatrzymał się, stan lekkiego oszołomienia spowodował że przez chwilę nie wiedziałem już sam gdzie jestem ani która jest godzina. Jest chłodno a to oznacza że to już głęboka noc. Nie powinno mnie tutaj być o tej porze pomyślałem, chyba przysnąłem.
Wstałem z fotela, przeciągnąłem się i odwróciłem w stronę drzwi. Zauważyłem coś dziwnego, lampa która już dawno powinna zgasnąć nadal lekko się tliła. Po chwili chłód nocy został wypędzony przez lekki podmuch ciepłego wiatru, którego też tutaj teraz być nie powinno. Z za domu, gdzieś za drzewami wydobywa się jaskrawe, białe światło. Pomyślałem że to właśnie stamtąd.

Nagle doszło do mnie znów że to nie może być sen, czemu ja tutaj nadal stoję? Tego światła też nie powinno tam być, ani wiatru. Najbliższe siedliska są ponad 35km stąd. Nigdy nikogo tutaj nie było, poza mną i jeszcze w środku nocy.
Założyłem kurtkę, postanowiłem to sprawdzić. Zastanawia mnie to światło, jest zbyt rozległe, ciepłe i idealne. Idąc bezszelestnie w jego stronę zacząłem czuć stopami lekkie drgania ziemi i ciche dźwięki jak by grzechot stada żab. Jest coraz cieplej, powietrze zaś krystalicznie czyste i rześkie – każdy oddech jest niebywałą przyjemnością. Nigdy czegoś takiego tutaj ani nigdzie indziej nie doświadczyłem, coraz bardziej się oddalałem o mojej chaty. Powinienem się bać a jednak nie obawiałem się niczego bo coś lub ktoś chciało abym tam poszedł. Przystanąłem chwilę, pomyślałem że przecież nie będę się szczypać – to na pewno nie jest sen. To może być jedyna szansa aby dowiedzieć się co tu się dzieje. Poza moją chatą, starym ciałem i umysłem nie miałem już nic do stracenia – idę dalej szepnąłem. Byłem już kawał drogi od mojej chaty, odwróciłem się by ją zobaczyć ale już nic poza białym światłem nie wdziałem. Otaczało mnie z każdej strony, ledwo widziałem powoli zanikającą ziemię po której stąpałem i nie byłem pewien co jest przede mną.

Poczułem nagle że powoli zaczynam się unosić, wokół czysta biel i ciepła cisza…

CDN?